Majami wspomina przesłuchanie grozy: położyliśmy go na stole i zaczęliśmy oprawiać
Onet Onet
367K subscribers
1,216 views
21

 Published On May 17, 2024

W latach 90. Trójmiasto przestaje być oazą spokojnych gangsterów, którym obce jest znęcanie się i zabijanie. Nadchodzi czas krwawych porachunków, walki o władzę i wielkie pieniądze. Na ulicach trup ściele się gęsto, wybuchają kolejne bomby podkładane w kawiarniach, dyskotekach i restauracjach. Jak grzyby po deszczu wyrastają agencje towarzyskie. Zwykli ludzie na ulicach zaczynają się bać o swoje życie. Ten niezwykle gorący okres wspomina w podcaście "Bar Paragraf" były żołnierz, policjant i przykrywkowiec Jarosław "Majami" Pieczonka.


Po udanym zamachu na Nikodema "Nikosia" Skotarczaka Trójmiasto przejęły trzy gangi, które podzieliły między siebie strefy wpływów. Pierwszy to gdańsko-sopocki, dowodzony przez Andrzeja G. pseudonim "Goryl", drugi - gdyński, kierowany przez Jarosława W. pseudonim "Wróbel", trzeci gang to tak zwana "parszywa dwunastka", działająca wszędzie tam, gdzie czuła pieniądz. Na ulicach z dnia na dzień było coraz bardziej niebezpiecznie.


W tym samym czasie swoją policyjną karierę zaczyna Jarosław Pieczonka pseudonim Majami. Rodowity gdańszczanin, mieszkaniec starego Wrzeszcza, twardy chłop z robotniczej rodziny. Początki stawiał w wojsku, ale bardzo szybko przeszedł do policji i sukcesywnie piął się po szczeblach kariery. Był skuteczny, bezwzględny, nie stronił od przemocy. Jak sam nam powiedział: "z bandytami trzeba po bandycku!".


W 1991 r. w ręce Pieczonki wpadł pedofil i morderca dzieci. Wszystkie poszlaki prowadziły do niego. – Operacyjnie byliśmy pewni, że mamy właściwą osobę – wspomina były policjant.


Ale bezwzględnych dowodów nie było. A zatrzymany szedł w zaparte – zaprzeczał, mataczył i śmiał się śledczym w nos. Prokurator jasno dał policjantom do zrozumienia, że zwyrodnialca trzeba będzie wypuścić, bo nic mocnego na niego nie mają. Funkcjonariusze poprosili naczelnika wydziału, żeby mogli porozmawiać z bandytą „po swojemu”. Wiedzieli, że ryzykują kariery. Za tego rodzaju przesłuchanie mogli nawet trafić do więzienia. Ale nie mieli wątpliwości, że trzeba działać.


– Po 15 minutach przyznał się i wskazał miejsce ukrycia tornistra jednej z ofiar. Od początku nie mieliśmy wątpliwości, ale teraz to już było więcej niż pewne. Kilka lat temu skończył mu się 25-letni wyrok, ale sąd zdecydował o osadzeniu go w zakładzie w Gostyninie – wspomina po latach "Majami".

show more

Share/Embed